
Trudna sztuka odpuszczania.
Jest taka scena filmowa, kiedy to najczęściej bohaterka ma swój przełomowy moment. Na przykład płacze na łóżku i słucha Etty James. I płacze tak bardzo, że aż się zanosi. I nagle wstaje i #girlpower.
Śmiało można by stwierdzić, że jest niestabilna emocjonalnie i ma pewnie jakieś zaburzenie psychiczne. A czy komuś po prostu przyszło do głowy, że jest kobietą? Taką z krwi i kości? Która nie tłumi swoich emocji, płacze, wyje, śmieje się, jak kocha to na całego i czuje te wszystkie inne rzeczy o których inne kobiety wolą nie rozmawiać, bo dały się zgasić. To smutne.
Ale wróćmy do przełomów.
Każdy z nas ma jakąś swoją scenę filmową. Mi się tam marzy Titanic na molo, ostatnia scena w drzwiach jak w Amelii, albo moment jak Pamiętniku, kiedy kłócą się przy samochodzie i On jej mówi, że będzie ciężko i że Ona go wkurza ale ją kocha i koniec.
Wiecie co łączy te wszystkie sceny?
Komuś zależało.
Jack wziął Rose na czoło statku, żeby poczuła wolność bo tak bardzo była stłamszona przez mame i to co wypada a czego nie wypada. Wiedział, że ma w sobie tą dzikość i tylko pomógł jej ją odkryć. Dał jej wolność i poczucie bezpieczeństwa zarazem. Szkoda, że dała mu zamarznąć w tej wodzie w sumie.
Amelii zależało na Nim. Dawała mu znaki, zagrała z nim w grę a kiedy się poddała, to On stanął na rzęsach i ją odnalazł. Tak po prostu zapukał do jej drzwi, kiedy mieszała ciasto. Bo mu zależało, żeby odnaleźć tą magiczną dziewczynę.
W Pamiętniku … serio, tyle emocji w tym filmie, że do tej pory mam problem, żeby go obejrzeć bez chusteczek.
Skrótem – zależało.
I tak jest właśnie z relacjami. Ja podałam przykłady związane relacjami damsko-męskimi, a to dlatego, że mi też się trafiały takie ananasy. Ancymony?
Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę z tego, że przyciągam do siebie ludzi. Najczęściej tych dobrych, którzy chcą być w moim życiu. Przyjść na herbatkę, porozmawiać przy kuchennym stole, pomoczyć się nocą w morzu, pooglądać Muminki, pogłaskać Korę. Stać się częścią mojego małego świata. Chcą i są.
Więc przyciągam do siebie ludzi i ich historie. A oni sobie potem idą.
I dlatego odpuszczanie jest najważniejsze. Bo to dbanie o nas samych. Trudne i skomplikowane relacje są wpisane w nasze życie, ale to nie znaczy, że mają nas na siłę trzymać i kształtować resztę naszego życia.
Nie chodzi mi tylko o wieloletnie związki. Wierzcie mi, czasami kilkutygodniowa znajomość może zrobić Wam niezłe zamieszanie w życiu. Ale przecież nie da się przewidzieć tego, że jak ktoś chciał się z Tobą zaprzyjaźnić, wspierać i rozmawiać do rana, chodzić na spacery z psem i tak dalej… nagle nie zniknie.
To są ludzie widmo.
Trzeba ich sobie odpuścić. Podane przykłady to faceci, bo tak mi się zdarzyło. Ale między nami dziewczynami też tak jest. Prawda?
I mogłabym nadal myśleć co zrobiłam nie tak, dlaczego dałam się nabrać, dlaczego pomyślałam ‚ojeju jak fajnie’ – skoro nie zależy.
Wiecie, ja mam tak, że piszę o tym co wiem, co znam, co przerobiłam i przepracowałam. Z moimi przyjaciółkami mamy takie powiedzenie
” Czego se nie przepracuje, to se wypre” – cyt. po winie.
I nie wstydzę się pisać o tym co czuję, co przepracowałam i ile mnie to kosztowało. Bo dostałam masę wiadomości – szczególnie w moje urodziny – że Panna Lola jest dla Was ważna.
Gdybym nie odpuściła tych relacji, to nie mieszkałabym tutaj, nad morzem. Pewnie znerwicowana siedziałabym w mieszkaniu we Wrocławiu, na 4 piętrze, Kora byłaby kłębkiem nerwów przeze mnie a ja co wieczór czekałabym na to aż przyjdzie ktoś na kim mi zależało. Wiem, że wiecie jak to boli.
A to nie jest tak, że ten ból się potem zamienia w super siłę?
A wiecie co jest najpiękniejsze? Że teraz jest przestrzeń dla tych ludzi, którzy chcą Was poznać. A reszta niech sobie idzie. Dalej.
Lola.

